Co wolno pisarzowi, czyli José Luísa Peixoto sposób na podróże
W poprzednim wpisie wspomniałam o pewnej dyskusji, która
miała miejsce rok temu wokół postaci José Luísa Peixoto, portugalskiego
pisarza, autora powieści dla dorosłych i dzieci, poezji, dramatów, okrzykniętego
w momencie swojego debiutu objawieniem i złotym dzieckiem krajowej literatury,
złaknionej nowego Saramago. O tej burzy w szklance wody zapewne nie
dowiedziałabym się nigdy w życiu, gdybym przypadkiem rok temu nie zajmowała się
przygotowaniem konferencji z jego udziałem i nie podsłuchała rozmowy między organizatorami, która przerodziła się w refleksję, mówiąc w skrócie, na temat tego, czy pisarzowi przystoi to samo, co wolno zwykłym ludziom. O co chodziło? Cóż, w głowie często mamy obraz pisarza jako lekko oderwanego od rzeczywistości marzyciela, który nie do końca radzi sobie we współczesnym świecie. Tymczasem sprytny pan Peixoto postanowił połączyć swoją sławę, pasję i fanów i zawalczyć o więcej. Spełnienie marzeń i trochę gotówki. I wystartował w komercyjnym i wcale nie literackim konkursie.
José Luís Peixoto, jak na nowoczesnego pisarza przystało, nie poprzestaje na pisaniu książek na starej maszynie do pisania w ciemnej bibliotece (jak powszechnie wiadomo, dawno temu pisarze z takich bibliotek nie wychodzili, a do maszyny byli wręcz przyrośnięci). Ma
profile na Facebooku, Instagramie, Twitterze, Youtubie, i tak dalej. Zgromadził
wokół siebie sporą rzeszę fanów z całego świata, z którymi stale podtrzymuje
kontakty. Oprócz tego jego pasją są podróże. Najważniejszą z nich była wyprawa do
Korei Północnej, której owocem stała się książka „Dentro do segredo” (Wewnątrz sekretu).
Książka odbiła się dużym echem w Portugalii i na świecie, tym bardziej że
Peixoto, biorąc udział w chińskiej wycieczce „Kim Il-sung 100th Birthday Ultimate Mega Tour” (tak, tak nazywała się oferta, z której skorzystał) złamał podpisaną przez uczestników umowę o niepublikowaniu relacji w żadnych mediach. Niemniej,
ryzyko nie okazało się aż tak duże, bo już rok później Peixoto podpisał umowę z
portugalską agencją turystyczną organizującą tak zwane „podróże z autorem” i z
grupą turystów wyjechał do Korei jeszcze dwa razy, a jako że wycieczki okazały
się sukcesem, obecnie wybiera się jeszcze do Malezji. Portugalskich pisarzy
współpracujących z tym biurem podróży jest więcej, a oprócz nich można wybrać
się na wycieczkę także ze znanym dyrygentem (!), historykami, artystami, a
nawet kucharzami.
Ale tego typu okazje nie zdarzają się często, a podróże
kosztują, więc José Luís Peixoto postanowił zawalczyć o jeszcze większą gratkę
i wziąć udział w konkursie organizowanym przez linie lotnicze Swiss, w którym
główną nagrodą była posada „ambasadora” linii. Taki ambasador marki mógł za
darmo podróżować po całym świecie i pisać relacje na specjalnego bloga. Pół
roku podróżowania za darmo? Kto by się nie zainteresował! Tym bardziej że
konkurs był międzynarodowy, a jedynym warunkiem było obywatelstwo dowolnego
kraju UE.
Peixoto wziął udział w tym międzynarodowym konkursie i
dotarł w nim do półfinału. W czym problem? Cóż, o przejściu do kolejnych etapów
decydowało – oprócz opinii jury – głosowanie internautów. A Peixoto jako
naprawdę poczytny pisarz z naprawdę poczytnym facebookiem i wsparciem mediów mógł liczyć na kilka
tysięcy więcej głosów niż nawet najpoczytniejsi blogerzy podróżnicy z Unii
Europejskiej. Internauci zbuntowali się, zaczęli węszyć spisek, zaczęła się
dyskusja pod tytułem „Czy pisarz o ugruntowanej opinii międzynarodowej może
brać udział w konkursach dla tzw. zwykłych ludzi”? Pojawiające się w mediach
informacje tylko pomogły mu w zdobyciu jeszcze większej ilości głosów.
Problemem był też fakt, że jego zgłoszenie było odrobinę nudne i mało pomysłowe
w porównaniu z innymi kandydatami – facet stojący na tle książek nie do końca
był tym, o co w konkursie chodziło… Nic dziwnego, że sporo uczestników –
głównie z innych krajów – było mocno rozżalonych faktem, że musieli rywalizować
z kimś, z kim zupełnie nie mieli szans, a na którego setki internautów głosowały tylko dlatego, że był popularny. Co ciekawe, w samej Portugalii,
przynajmniej w tych mediach, z którymi miałam do czynienia, raczej nie widać
było wrogości czy szukania kontrowersji – wręcz przeciwnie, kilka gazet i
portali otwarcie nawoływało do głosowania na Peixoto, przez sam fakt, że na taką szansę zasługuje Portugalczyk. Pretensje mieli głównie
internauci rywalizujący z pisarzem.
Pytanie tylko, czy Peixoto zrobił coś złego? Nie złamał
przecież regulaminu, który wręcz otwarcie zachęcał do zapraszania do głosowania
swoich przyjaciół, znajomych z Facebooka i innych portali społecznościowych.
Nie oburzamy się jakoś, że zespoły muzyczne wykorzystują swoje profile na
facebooku do zdobywania głosów w ”Must be the music”, telewizje promują swoje
gwiazdy w Telekamerach, a blogerzy nawołują do głosowania na siebie w konkursie
na Blog Roku. A w dobie programów dla celebrytów standardem jest, że ci
bardziej popularni rywalizują z tymi mniej popularnymi.
Z pisarzami jest jednak trochę inaczej. Z jednej strony są
oni bardziej bliskimi nam ludźmi niż gwiazdy kina czy sceny – nawet z Georgem
R. R. Martinem można się czasem napić piwa na konwencie - z takim Ryanem Goslingiem jest nieco trudniej. Z drugiej – bycie pisarzem
oznacza jakąś nobilitację, wyróżnienie z grona przeciętnych obywateli. Ktoś taki wydaje się lepszy od nas, więc kiedy startuje z nami jak równy z równym np. na
rozmowie kwalifikacyjnej – od razu czujemy się bez szans. A przecież większość
pisarzy nie żyje jednak z wydawania książek i często na takiej rozmowie możemy ich spotkać.
Niewielu pisarzy decyduje się też na pokazanie bez koszulki ;-) |
Tendencje do szukania winnych naszej przegranej już od
czasów podstawówki, kiedy czujemy się pokrzywdzeni, bo przykładowo syn dyrektora szkoły, ani
chybi bogaty jak Sknerus McKwacz, dostaje lepsze oceny od nas. Pisarz to
właśnie ktoś między celebrytą a synem dyrektora szkoły – zazwyczaj nikt, z kim
znajomością możemy szpanować, ale ktoś już dotknięty palcem sławy, jakoś wyróżniony. Co dla
sporej ilości ludzi oznacza człowieka „z układami” – trochę czasu schodzi mi na
targach książki, tłumacząc znajomym pisarzy, że naprawdę ich przyjaciel nie
może wręczyć im za darmo dowolnej książki ze stoiska. Pisarz może i nie pojawia
się w „Dzień dobry TVN” ani „Tańcu z gwiazdami” (Katarzyna Grochola była tu
wyjątkiem), ale już na pewno wchodzi wszędzie bez kolejki, lekarze załatwiają
mu zabiegi w bliższym terminie, a na wczasy we Włoszech jeździ za darmo. Co jakoś zupełnie nie kłóci się z wizerunkiem pisarza jako przymierającego głodem marzyciela, o jakim pisałam na początku. Kiedy
ktoś taki dostaje nagrodę w konkursie, łatwo zacząć węszyć spisek. Znane nazwisko otwiera wiele drzwi, ale rodzi też wielu wrogów - możemy to zaobserwował choćby gdy karierę w mediach robią dzieci znanych dziennikarzy czy artystów. Ten
mechanizm zadziałał też w przypadku przeciwników Peixoto, chociaż w gruncie
rzeczy – biorąc pod uwagę międzynarodowość konkursu – szanse między
uczestnikami wcale nie były takie nierównomierne.
Inna kwestia, że cała sprawa zwiększyła tylko europejską popularność w Peixoto i zwróciła uwagę nie tylko na jego osobę, lecz także na jego książki. Pracując w dziale promocji w wydawnictwie, naprawdę uwielbiam autorów, którzy angażują się w działania promocyjne i "pomagają" mi w pracy - chętnie biorą udział w spotkaniach autorskich, wskazują dziennikarzy chętnych napisać wywiad, czy choćby informują o premierze znajomych na facebooku. Taki Peixoto, który dobrze wie jak zrobić wokół siebie szum, a zarazem pisze genialnie, byłby dla mnie prawdziwym skarbem ;-)
A co Wy o tym sądzicie? Czy pisarzowi przystoi wykorzystywać swoją literacką sławę, biorąc udział w nieliterackich konkursach?
Komentarze
Prześlij komentarz