Lepiej być nieszczęśliwym w Paryżu, czyli "Zanim się pojawiłeś"
Bajkonurek powraca po przerwie spowodowanej pracą na dwa etaty ;) I ma nadzieję, że teraz wpisy będą pojawiały się nieco częściej. Teraz musi wziąć się za czytanie zaległych książek, zaległych wpisów na ulubionych blogach (co tam, jakieś kilkaset) i oglądanie zaległych filmów. Nie będzie recenzji X-Menów, bo nie jestem w stanie bez nerwowego płaczu ze śmiechu pisać o Magneto w Pruszkowie, za to w ramach przełamania superbohaterskiej passy wybrałam się w końcu na film, w którym nikt nie nosi dziwnych kostiumów... a nie, wróć.
Będą spoilery. I to już w następnym akapicie ;)
"Zanim się pojawiłeś" porusza tematykę nawet jak na melodramat mocno ponurą. O ile istotą gatunku zawsze jest miłość dwojga bohaterów, na drodze których staje jakaś niepokonywalna przeszkoda - różnice społeczne, wojna, ciężka choroba - o tyle tutaj twórcy (w tym autorka literackiego pierwowzoru i zarazem scenarzystka) walą naprawdę z grubej rury. Mamy więc sparaliżowanego chłopaka (Sam Claflin) i roztrzepaną, oryginalnie ubraną dziewczynę (Emilia Clarke i jej brwi zasługujące chyba na własnego agenta), która się w nim zakochuje. Problem w tym, że on jest tak pogrążony w żałobie po utracie dawnego życia, że planuje eutanazję.
Nie chodzi nawet o sam problem eutanazji, a zwłaszcza jego rozwiązanie, które sprawiło, że i mnie brwi uniosły się do góry. Nie chodzi też o po łebkach potraktowaną kwestię niepełnosprawności bohatera (która jest estetyczna i pozbawiona fizjologii, a informacje o wielkim cierpieniu Willa musimy przyjąć niejako na wiarę). Problem jest w tym, że im bardziej twórcy filmu starają się przekonać nas, jacy fajni są ich bohaterowie i że koniecznie musimy wzruszyć się ich losem, tym mniej chce mi się w to wierzyć.
Rodzina bohaterki to kolejny dziwny aspekt tego filmu. Na tyle dziwny, że bez przeczytania książki trudno jest mi stwierdzić, czy celem twórców było stworzenie rzeczywiście takich postaci - z wierzchu sympatycznych, pod powłoką - toksycznych. Żerowanie na kasie Lou to jedno, ale przekonywanie jej, że koniecznie ach koniecznie powinna być przy eutanazji ukochanego - to drugie. Zresztą rodzice Willa, czyli pracodawcy Lou podobnie nie zwracają uwagi na psychikę dziewczyny.
![]() |
Główny bohater rozkochuje w sobie dziewczynę i zmienia ją jak w "Pigmalionie" ze świadomością, że wkrótce i tak popełni samobójstwo. Jak dla mnie to etycznie wątpliwe. |
To nie tak, że film jest jakiś bardzo zły. Nie, wręcz przeciwnie - warto wybrać się na niego choćby dla aktorów, którzy grają naprawdę dobrze, dla pięknych zdjęć, dla wpadającej w ucho muzyki. No i paradoksalnie dla wszystkich tych negatywnych kwestii, które wypisałam powyżej. Bo jeśli nawet nie uronicie na filmie ani jednej łezki, to zawsze możecie wdać się w dyskusję o etycznych aspektach działań bohaterów. Dobre i to :)
Komentarze
Prześlij komentarz