Tak zwane szampony, czyli porady dla panów prosto z PRL
Pewne rzeczy w naszym pierwszym świecie traktujemy jako coś oczywistego. Widać to bardzo wyraźnie podczas przeglądania stron z historiami typu Wyznajemy albo Anonimowe.pl, gdzie komentujący często wskazują dziury w logice, które dziurami wcale nie są. Przykład? Dyskusja pod jedną z historii, gdzie chłopak nie mógł znaleźć pokoju w akademiku swojego brata bliźniaka, więc spytał przypadkowego studenta "przepraszam, nie wiesz, gdzie ja mieszkam". Spora część komentujących stwierdziła, że wyznanie jest zmyślone, bo przecież chłopak mógł do brata po prostu zadzwonić... I to wielkie zdziwienie, kiedy okazuje się że, uwaga, kiedyś nie było komórek...
Ta historia nasunęła mi się, kiedy czytałam, nie pytajcie dlaczego... poradnik z końca lat siedemdziesiątych pod wiele mówiącym tytułem "Kosmetyka dla panów". Z końca lat siedemdziesiątych, a więc nie z XIX wieku, kiedy to Ignaz Semmelweis odkrył, ze mycie rąk między sekcją zwłok a przyjmowaniem porodu może sprawić, że to drugie nie skończy się tym pierwszym. Z końca lat siedemdziesiątych, a więc napisany zaledwie kilka lat przed moim urodzeniem. Książka to rzecz absolutnie cudowna, bo uświadamia, jak bardzo i jak niepostrzeżenie zmieniło się postrzeganie higieny - a przy okazji i cały świat wokół nas. Ostatnio Pyza Wędrowniczka pisała o tym, że warto czasem czytać stare przewodniki - otóż poradniki też warto, żeby przekonać się, że pewnych rzeczy nie było "od zawsze".
Mycie pod mikroskopem
Takie książki można czytać na kilka sposobów. Na zupełnie poważnie, jako świadectwo czasów i przełomu, jaki dokonał się w myśleniu przez ostatnie czterdzieści lat. Ale to trudne, naprawdę trudne, kiedy po naukowym wstępie poświęconym budowie skóry czytamy uspokajający zdezorientowanych panów rozdział ze słowami Technika mycia nie jest skomplikowana. Całą skórę moczy się ciepłą wodą, a następnie kolejno namydla dłonią, myjką lub gąbką. Bardzo łatwo ulec pokusie, czytając książkę jak współczesny poradnik i przytaczając zdania w oderwaniu od kontekstu, w jakim powstały. Muszę przyznać, że uległam tej pokusie i co jakiś czas będę to robić. Wybaczcie.
Jak by jednak nie czytać, autor książki, Kazimierz Jakubowicz, odwala kawał dobrej roboty, próbując przekonać panów do higieny. I nie, jak już widać z poprzedniego akapitu, nie chodzi tu o hipsterskie strzyżenie brody ani lakierowanie paznokci. Zwykłe mycie i kolejność czynności opisane są tu nad wyraz szczegółowo, tak żeby żaden z panów przypadkiem nie zapomniał, że uszy też się myje a po goleniu należy dobrze opłukać narzędzia. Czytany z perspektywy współczesnej kobiety poradnik sprawia wrażenie książki dla osób, które dopiero wyszły z jaskiń. Ale, jak już wspomniałam, pamiętajmy o kontekście.
W książce są też obrazki, ciekawe czy domyślacie się co przedstawiają ;) |
Trądzik to nie wyrok
Jak już wspomniałam, pan Jakubowicz wypowiada też walkę trądzikowi, wągrom i innym wstydliwym chorobom. Oraz zwraca uwagę na fakt istnienia różnych rodzajów skóry. I chociaż najbardziej na trądzik poleca opalanie (dobra opalenizna tuszuje defekty), to przełomowo zwraca też uwagę na higienę, właściwe odżywianie, a przede wszystkim na to, by tych zmian nie lekceważyć, bo "taka już twoja uroda". Jestem w stanie uwierzyć, że dla wielu panów przełomem był już sam fakt, że te defekty są uleczalne.
Dla wielu zamiatających wstydliwe problemy pod dywan osób szokiem mógł być też fakt, że autor zwrócił uwagę na problemy z rzeczami naturalnymi, a wstydliwymi, na przykład nadmiernym poceniem się. Aczkolwiek "preparaty przeciwpotowe, pospolicie nazywane dezodorantami" traktuje raczej nieufnie, bo znacznie lepiej działają talk i spirytus salicylowy oraz kąpiele w korze dębowej.
A jeśli o kąpielach mowa, to warto zauważyć, że w latach 70. nie każdy miał jeszcze łazienkę (ba, sama pamiętam, jakim przełomem było doprowadzenie kanalizacji do domu mojej babci). Dlatego jeżeli w mieszkaniu nie ma łazienki, wskazane jest wydzielenie, np. w kuchni, tzw. kącika do mycia, który oddzielony jest zasłoną. Ustawić tam należy miednicę, kubły na wodę czystą i brudną oraz ogólnie przyjęte przybory toaletowe, stosowane do mycia. Co znaczy, że przybory są "ogólnie przyjęte". Nie śmiem pytać.
Mężczyzno, czesz się sam!
Grzebień - to również powinien być zdaniem autora nowy przyjaciel mężczyny. Jego zastosowanie jest naprawdę szerokie: "służyć mogą do usuwania cząsteczek brudu, łusek, strupów, a czasami także pasożytów", zapobiegają kruchości włosów oraz równomiernie je natłuszczają... no właśnie, natłuszczają. Oddajmy głos autorowi:
Jak często trzeba myć włosy prawidłowe? Istnieją duże różnice poglądów na ten temat. Jako pewnego rodzaju optimum przyjmuje się mycie co 1-2-3 tygodnie. Termin ten musi oczywiście ulegać pewnym zmianom, zależnie od charakteru włosów, rodzaju pracy itd. I tak należy go skracać do 1 tygodnia, jeżeli włosy są raczej tłuste i ulegają dużemu zanieczyszczeniu, a przedłużać do 3-4 tygodni, jeżeli są raczej suche.Jeśli chodzi o włosy suche, to każde mycie jest dla nich szkodliwe, konieczne jest więc po nim używanie brylantyny albo innych natłuszczających substancji. Najlepiej zaś użyć wyłącznie żółtka jaja kurzego. Jeśli chodzi o włosy tłuste, najlepiej jest myć je szamponem z dodatkiem siarki. Hell yeah. Autor opisuje również jak szampony do włosów należy dobierać. Otóż... należy w drogerii powiedzieć ekspedientce do jakich włosów szampon chcemy. Genialnie proste, prawda?
Nie pokazuj siwych włosów
Intrygujący jest też rozdział o łysieniu i siwieniu włosów. Dowiadujemy się z niego między innymi, że to pierwsze może być spowodowane kiłą (ale nie wpadajmy w przesadę i nie doszukujmy się w każdym wypadku łysienia przyczyn kiłowych) lub przypadkowym zjedzeniem trutki na szczury. Sporo nieznanych mi (jeszcze) sposobów ma też autor na siwe włosy. Rumuński preparat Gerovital H3, "odsiwiacze" i kwas paraaminobenzoesowy mogą się przydać, bowiem pewne sytuacje życiowe wymagają ukrycia siwych włosów, powszechnie uważanych za początkowe objawy starości.
A to tylko kilka z interesujących tematów, jakimi zajmuje się ta niewielka książeczka. Dowiemy się szczegółowo, jak golić brodę, jak obcinać paznokcie (noszenie przez mężczyzn dłuższych niż brzeg palca paznokci jest zdaniem autora pretensjonalne) oraz jak rzucić palenie, bo to bardzo szkodzi na cerę. Co widać na załączonym obrazku:
Tym, co śmieszy w tej książce najbardziej, nie jest jednak fakt że można ponabijać się z nieumytych facetów, ale momentami lekko socrealistyczny język autora. Nie umyte lub źle umyte nogi wydzielają przykry dla otoczenia zapach i mogą być powodem kłopotów w pracy i w życiu osobistym - czy Wy też widzicie to hasło na plakacie? Albo Każdy mężczyzna wygląda jak zaniedbany i brudny, jeżeli nie jest ogolony. Widok nie ogolonej twarzy jest przykry dla otoczenia. Niemniej w karierze redaktora zdołałam zredagować i poddać korekcie jakieś kilkanaście poradników i zastanawiam się, czy ich język nie był jednak podobny...
Tak naprawdę większość z opisywanych przez autora rzeczy się nie zestarzała. Niewiele zmieniły się metody utrzymywania higieny czy zalecenia lekarzy (no dobrze, to o włosach zmieniło się zasadniczo, a brylantyna nie jest już w modzie). Pojawiły się za to miliony nowych kosmetyków a krem Nivea i rumuński Gerovital nie są już jedynymi dostępnymi w drogeriach upiększaczami. To jednak, co zmieniło się najbardziej, to podejście do tematu. Dziś nikogo już nie dziwi mężczyzna u kosmetyczki, mężczyzna pielęgnujący włosy czy nawet lakierujący paznokcie. Ba! Nawet samce alfa uważające pielęgnowanie brody czy skóry za niemęskie raczej nie kąpią się już w jednej wodzie z dziewczyną, a golenie przychodzi im odruchowo, podobnie jak mycie rąk. Można więc powiedzieć, że autor, przecierając brudne szlaki na poligonie męskiej higieny, odniósł ostateczne zwycięstwo.
Cytaty i ilustracje pochodzą z książki: Kazimierz Jakubowicz, Kosmetyka dla panów, Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1978
Komentarze
Prześlij komentarz