Krótko o Oscarach 2018



No i po Oscarach. Początkowo kręciłam nosem na najważniejszą nagrodę dla "Kształtu wody" (jednak "Trzy billboardy" zrobiły na mnie zdecydowanie większe wrażenie) ale z drugiej strony - w końcu stało się to, na co od dawna czekałam, czyli triumfowała fantastyka! Cieszy mnie Oscar za najlepszy film dla kina gatunkowego, które jeśli było nagradzane, to raczej zawsze plątało się gdzieś smętnie w kategoriach technicznych. Oczywiście nie jest też tak, że zawsze było absolutnie pomijane, o czym teraz trąbią fantaści - ktokolwiek tak mówi, zapomina o nominacjach za najlepszy film dla "Nowego początku", "Incepcji" czy "Mad Maxa" i paru innych filmów fantasy i science-fiction, który były nominowane na przestrzeni ostatnich paru lat. Fakt, że aż tak wiele to ich nie było. No i nie jest też tak, że Guillermo del Toro nakręcił film czysto gatunkowy - to nie fantasy ani nie science-fiction, to raczej miszmasz wszystkich gatunków fantastyki z realizmem magicznym na czele. Niemniej - Oscar w pewien sposób cieszy.

Zresztą kino gatunkowe było reprezentowane w tym roku dość szeroko i nie tylko przez "Kształt wody" - w końcu nagrodę za scenariusz oryginalny dostał Jordan Peele za horror "Uciekaj", a nominowana była też komedia romantyczna "I tak cię kocham". W drugiej kategorii scenariuszowej z kolei wśród nominowanych mieliśmy takiego choćby "Logana" (a nominacje dla adaptacji komiksów trafiają się baaaaardzo rzadko), ale ostatecznie nagrodę zgarnęły "Tamte dni, tamte noce". Sama nie wiem, czy słusznie, ale film mnie absolutnie zaczarował, recenzja już się pisze. Chociaż ja, tak przyznam w sekrecie, chętnie wręczyłabym nagrodę scenarzystom "The Disaster Artist". Z drugiej strony, nigdy nie wiadomo, jak oceniać scenariusze adaptowane i gdzie w tej kategorii umieszczać tekst będący podstawą adaptacji.



O ile bardzo zasłużony Oscar za reżyserię powędrował do Guillermo del Toro (w każdej scenie widać tu rękę reżysera i jego szczególną wizję) o tyle równie mocno zasłużył na niego Nolan, który z "Dunkierki" zrobił tak nietypowy film wojenny, jak tylko to możliwe. Szkoda, że nagrodą nie mogli się podzielić ;)

Nic bym za to nie zmieniła w kategoriach aktorskich. Ponieważ diCaprio w końcu dostał swoją statuetkę, przyszedł czas na innego wiecznie pokrzywdzonego przez Akademię. No ale dobra, przyznam to - zamiast Oldmana, którego nie widziałam, nagrodę dałabym Chalametowi. Nie wiem, czy bardziej przez fakt, że nie widziałam filmu z Oldmanem, czy przez to, że całym swym sercem nie znoszę Churchilla, choćby grał go tak utalentowany aktor. Być może w tym tygodniu, gdy zobaczę "Czas mroku", zmienię zdanie. Za to kreacje aktorskie w "Trzech billboardach" były naprawdę bezbłędne i chociaż trochę żal mi Sally Hawkins, która tylko głosem i gestem stworzyła swoją kreację w "Kształcie wody", to... no cóż. Byli lepsi.


Trochę mi smutno, że nagrody nie dostał "Twój Vincent", a zamiast tego kolejną statuetkę zgarnął Pixar. Mimo ogromu pracy włożonej w film może Akademię zniechęcił tu scenariusz o nietypowej strukturze, którą nie każdy kupuje. Oczywiście, jeśli nie brać pod uwagę różnicy w pieniążkach przeznaczonych na promocję ;)

Co do kategorii technicznych uwag właściwie brak, bo "Blade Runner 2049" to film tak piękny wizualnie, że żadne tegoroczne science-fiction pod względem kreatywności nie mogło się z nim równać. Podobnie w stu procentach rozumiem, dlaczego "Dunkierka" zdobyła Oscara w kategoriach dźwiękowych. To film, w którym dźwięki i cisza grają na równi z aktorami. Z drugiej strony, film miał bardzo mocną konkurencję w postaci "Baby drivera", o którym można powiedzieć dokładnie to samo, chociaż robi to w zupełnie inny sposób.




Uwierzycie, że w tym roku nie usłyszałam przed Oscarami ani jednej filmowej piosenki poza "Mystery of love"? W ogóle kategoria "Najlepsza piosenka" bardzo straciła ostatnio na znaczeniu i z sentymentem można wspominać te czasy, gdy piosenki były tak silnie kojarzone z filmami i promowały je na równi z trailerami (że wspomnieć choćby "My heart will go on"). Niemniej zwyciężyła piosenka... no, taka sobie. Ale jestem ostatnia, której to oceniać (po moim uchu w dzieciństwie przebiegło stado słoni).

Ogólnie mam wrażenie, że te Oscary obrodziły bardzo dobrymi filmami. W odróżnieniu od zeszłego roku, gdzie niemal żaden z kandydatów nie wzbudził moich większych emocji (o ile je widziałam - w tym roku do polskich kin trafiły WSZYSTKIE nominowane filmy, i to przed Oscarami!), o tyle tutaj właściwie każdy z nominowanych filmów zasłużył w moich oczach na przynajmniej parę nagród. Może słuszna nieobecność Harveya Weinsteina podniosła nieco poziom i zróżnicowanie wśród nominowanych ;)

Komentarze

Copyright © Bajkonurek