Mutanci na wesoło, czyli "Deadpool 2"
Nowy film o Deadpoolu, chociaż nadal ze stajni Marvela, nie przypomina raczej ostatnich "Avengersów", którzy przejechali jak walec po uczuciach fanów. "Deadpool 2" to niczym (naprawdę niczym) nieskrępowana rozrywka, w dodatku znacznie wychodząca poza ramy dość - nie oszukujmy się - ugrzecznionego kina superbohaterskiego. Jest trochę jak chwila gry w GTA na konsoli - możesz spokojnie porozwalać parę policyjnych wozów, pójść do burdelu i okraść bank, a następnie spokojnie pójść do pracy.
Tym razem udało mi się chyba bez spoilerów, serio.
Po pierwszym filmie i kilku trailerach widz wie już, czego się mniej więcej spodziewać - w powietrzu będą latały w slow-motion komiksowe flaki i bluzgi, bohater będzie co chwila rzucał nawiązaniami do szeroko rozumianej popkultury i zwracał się bezpośrednio do widza. Będą mniej znani X-meni, będzie to w zabawny sposób wytłumaczone, i ogólnie sensem nie trzeba będzie się przejmować, bo liczy się tylko rozwałka i kolejne gagi. Oczywiście dostałam to wszystko, ale razem z jednym zaskoczeniem - historia opowiadana w filmie, chociaż zbudowana głównie ze schematów i nawiązań była jedną z bardziej interesujących "superbohaterskich" historii, jaką ostatnio dostaliśmy.
Przy okazji "Star Treka" narzekałam dość mocno na to, że twórcy wielkich franczyz ze wszystkich stajni tak bardzo starają się uczynić swoich bohaterów "fajnymi" i lubianymi przez widza, że kompletnie zapominają o tym, że liczy się również historia, którą ci bohaterowie będą przeżywać. Tymczasem w "Deadpoolu", po początkowo dość chaotycznym początku dostajemy naprawdę interesującą opowieść, co do której trudno w stu procentach przewidzieć zakończenie - bo chociaż żarty fruwają w powietrzu szybciej niż wystrzeliwane przez postaci pociski, to stawka, o którą toczy się gra jest tu na właściwym miejscu i wiemy, że ktoś będzie musiał coś poświęcić, żeby wygrać, a ktoś może stracić wszystko. Czyli mamy coś, o czym scenarzyści wyjątkowo często zapominają, bo na co nam bohater z pogłębioną psychiką, gdy film nie będzie nas bawił.
Oczywiście nie tylko historię, ale i wspomnianych bohaterów bardzo dobrze się ogląda, chociaż zdecydowanie Wade Wilson nie jest protagonistą, którego można stawiać za przykład dzieciom. Mimo to wszyscy są tu bardziej lub mniej cool, a na pierwszy plan, zaraz za Deadpoolem, wybija się Domino, która naprawę wkroczyła z przytupem do superbohaterskiego świata. Zazie Beetz w roli obdarzonej wyjątkowym fartem superbohaterki kradnie każdą scenę, w której się pojawia. Podobnie zresztą jest z wyjątkowo charyzmatycznym Joshem Brolinem (vel Thanosem) w roli Cable'a. I chociaż jego motywacje są bardzo proste i "komiksowe", to całą postać udało się tak skomplikować, by uczynić ją nieprzewidywalną i by na końcu mogła nas - przynajmniej odrobinę - zaskoczyć.
Oczywiście jeśli chodzi o humor, to po pierwszym filmie mniej więcej wiemy, czego się spodziewać - nikt tu nie przejmuje się subtelnością, żarty są odpowiednio grube i często na granicy dobrego smaku, a te najzabawniejsze dotyczą oczywiście warstwy "meta", czyli nawiązań do innych komiksowych czy filmowych postaci z różnych uniwersów. To wszystko sprawia też, rzecz jasna, że osoba, która nie siedzi w tych klimatach, większości żartów nie zrozumie - dlatego raczej nie zalecam "Deadpoola" jako pierwszego kontaktu z superbohaterami, X-Menami czy Marvelem, to tak jakby czytanie fantastyki zaczynać od Terry'ego Pratchetta.
Czy Deadpool ma wady? Ano ma, przede wszystkim dość poszatkowany i chaotyczny początek, za dużą ilość nowych postaci, przez co tylko kilku udaje się "wybrzmieć" (nie mówię tu o "drużynie" Deadpoola, której sekwencja jest przezabawną grą z całą stylistyką heist movies). Nie jest to również film dla każdego, nadwrażliwe osoby powinny zwrócić uwagę, że dostał kategorię "R". Do tego wyparowuje z głowy jeszcze na napisach końcowych (nawiasem mówiąc - sceny napisowe są wręcz cudowne). Ale jeśli idąc na film, nastawiasz się głównie na bezrefleksyjną rozrywkę, to dostaniesz dokładnie to, co chcesz, i to z nawiązką. Ja bawiłam się świetnie i dla utrwalenia wszystkich tekstów bohatera chętnie zobaczę film jeszcze raz.
Komentarze
Prześlij komentarz