Nie tylko Broadway, czyli 10 musicali, które chciałabym zobaczyć w Polsce #2



Minęło już parę lat, odkąd opublikowałam moją pierwszą listę musicalowych życzeń, i... no cóż, żadne się nie spełniło. Niemniej nie tracę nadziei, bo po pierwsze, coraz więcej w Polsce teatrów muzycznych, po drugie - coraz bardziej rosną w siłę i po trzecie, coraz częściej sięgają po mniej oczywiste spektakle. Bardzo zdziwiły mnie np. nadchodzące premiery musicali zupełnie nieznanych i mało popularnych w Polsce, choćby "Aidy" w Romie i "Pippina" w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Dlatego przezornie rozszerzam listę - w razie gdyby jakiś dyrektor teatru muzycznego szukał inspiracji, będzie jak znalazł.

10. Anastacia (muz. Stephen Flaherty, sł. Lynn Ahrens, scenariusz Terence McNally)

Jako że dość trudny w odbiorze "Doktor Żywago", oparty na książce spoza spisu obowiązkowych lektur szkolnych, przyjął się na naszej ziemi znakomicie, to znacznie lżejsza "Anastazja", również osadzona w "rosyjskich" realiach, pewnie zrobiłaby dziką furorę. Tym bardziej że spora rzesza obecnych trzydziestoparolatków wyrosła na piosenkach z filmu z 1997 roku. Dlaczego nie skorzystać z takiego potencjału?


9. Hinterm Horizont (muz. Udo Lindenberg, sł. Thomas Brussig, Udo Lindenberg, Ulrich Waller)

Ale że co? No dobra, na musical trafiłam przypadkiem, gdy z ciekawości sprawdzałam, co takiego musicalowego ogląda się u naszych zachodnich sąsiadów poza "Aferą Mayerling", "Elisabeth" i "Tańcem wampirów". Tak dotarłam do "Hinterm Horizont", autorskiego musicalu Udo Lindenberga, który opowiada historię poznania swojej ukochanej. Nie, nie znam niemieckiego, ale muzyka przywodzi na myśl takiego smętnego rocka z lat 80., główny bohater wygląda jak Maleńczuk, no i ogólnie baaardzo niewiele jest musicali rozgrywających się "za komuny". Mur berliński, STASI, wielka miłość, rock - muszę dalej wymieniać?



8. Dear Evan Hansen (muz. i sł. Benj Pasek i Justin Paul)

Po tym, jak obejrzałam w Teatrze Syrena "Next to Normal", jestem przekonana, że poza uwielbianymi przez polską publiczność epickimi widowiskami jesteśmy już gotowi na musicale bardziej kameralne, poruszające trudniejsze tematy. Jednym z takich musicali jest "Dear Evan Hansen", w którym mamy wyśpiewane i szkolne prześladowania, i fobię społeczną i samobójstwo. Musical był nominowany do nagród Tony w 9 kategoriach, ostatecznie zdobył 6 statuetek, a podczas gali Ben Platt zaśpiewał chyba najbardziej znaną i najczęściej coverowaną (m.in. przez nasze Studio Accantus) piosenkę z tego musicalu, czyli "Waving through a window".


7. Mozart l'Opera Rock (muz.  Dove Attia, Jean-Pierre Pilot, Olivier Schultheis, William Rousseau, Nicolas Luciani, Rodrigue Janois and François Castello, sł. Vincent Baguian and Patrice Guirao, scenariusz Dove Attia)

Drogi Dyrektorze Teatru Muzycznego, jeśli czytasz te słowa, to zachęta do wystawienia tego musicalu jest już w tytule: Mozart. Opera. Rock. Czego właściwie chcieć więcej? Musicale francuskie jakoś nie cieszą się popularnością na naszych scenach, a szkoda, naprawdę szkoda, bo poza "Notre Dame de Paris" jest ich jeszcze cała masa, choćby "Dracula", który jest takim "Tańcem wampirów" na sterydach. Ale o ile Dracula trąci już myszką, to odjechany musical o Mozarcie, w którym oprócz pełnej dysonansów muzyki wyżej wymienionych panów znalazły się też kompozycje samego Mozarta i Salieriego, wcale się nie zestarzał. Poza tym no wiecie, odrobina kiczu, wściekle kolorowych kostiumów i obowiązkowo popisów taneczno-akrobatycznych jeszcze nikomu nie zaszkodziła.


P.S. Jeśli nie znacie/nie lubicie francuskiego, to niezastąpione Studio Accantus kilka lat temu przygotowało polską wersję.

6. Be More Chill (muz. i sł. Joe Iconis, scenariusz Joe Tracz)

Wiecie, jaka jest najpopularniejsza musicalowa arena, zaraz po teatrze/operze? Szkoła średnia, oczywiście. Nie wiem, czy winę za to ponosi popularny przed wieloma laty "High School Musical", faktem jest, że co chwila pojawia się musical przeznaczony dla dorastającej publiczności. Poza wymienianym już przeze mnie "Dear Evan Hansen" mamy przecież jeszcze "Heathers" czy "Mean Girls" (a gdyby tak doliczyć musicale grupy StarKid, to byłoby ich jeszcze więcej ;)). "Be more Chill" jest chyba jednak najbardziej pojechany z nich wszystkich, chociaż odnajdziemy tu postaci i motywy charakterystyczne dla wszystkich filmów/książek/innych musicali z gatunku young adult. A do tego porusza tematy poniekąd ponadczasowe, czyli kwestie odkrywania własnej tożsamości oraz... tego, jak przetrwać w dżungli zwanej szkołą, gdy życie poskąpiło urody, pewności siebie i bogatych rodziców. Spoiler: potrzebny jest do tego pewien dopalacz...




5. Hadestown (muz. i sł. Anais Mitchell)

Autorski musical wspaniałej Anais Mitchell, który (absolutnie słusznie) rządził podczas rozdania tegorocznych Tony Awards. Pomysł jest prosty i genialny: weźmy mit o Orfeuszu i Eurydyce i osadźmy go w nieco odrealnionej rzeczywistości przywodzącej na myśl czasy Wielkiego Kryzysu. Reszta to samograj, a piosenki mają szansę spodobać się nawet osobom, które za musicalami nie przepadają - muzycznie "Hadestown" absolutnie powala. "Wait for me" to jest majstersztyk, a "Why We Buid the Wall" to utwór, który chociaż napisany wiele lat temu, gdy jeszcze nikomu nie śniło się, że Donald Trump zostanie prezydentem, jest dziś niestety bardzo aktualny.




4. Rocketman 

Wielka wtopa - najpierw dałam w tym miejscu "Billy'ego Elliotta", zastanawiając się, czemu Roma zdecydowała się na "Aidę" zamiast bardziej znanego musicalu Eltona Johna... Po czym przypomniałam sobie, że przecież był już w Polsce wystawiany, w Teatrze Rozrywki w Chorzowie ;) Ale żeby pozostać przy sir Eltonie Johnie, to wydaje mi się, że niedawny kinowy hit "Rocketman" jak najbardziej nadaje się na scenę - nawet bardziej niż na ekran kinowy. Cała rama opowieści jest bardzo sceniczna, a jukeboxy z powodzeniem sprzedają się w naszych teatrach (nawet z piosenkami nietłumaczonymi na polski - patrz spektakle w Teatrze Rampa), więc czemu nie?





3. Hamilton (muz. i sł. Lin Manuel Miranda)

No dobrze, Hamilton znalazł się tu, bo się musiał znaleźć, bo kurcze nie da rady zrobić jakiejkolwiek musicalowej listy bez "Hamiltona" genialnego Lina Manuela Mirandy. Ale tak naprawdę to spektakl tak związany z kulturą anglosaską, ze Stanami Zjednoczonymi, tyle w nim nieprzetłumaczalnych niuansów, a poza tym Polacy nie potrafią rapować, że raczej nie ma co się za to brać. Chociaż... kto wie, czy kiedyś przełamujący wszelkie bariery Hamilton nie będzie nam potrzebny? Na razie jedyne, na co mam ochotę to na TAKI musical o którymś z polskich bohaterów narodowych. Chopin? Kościuszko? Piłsudski? Oto wyzwanie ;) Tak nawiasem mówiąc, wiecie, jeśli musical podczas rozdania nagród Tony zapowiada Barack Obama z małżonką, to zdecydowanie coś się dzieje.


2. Wicked (muz. i sł. Stephen Schwarz, scenariusz Winnie Holzman)

Od razu zaznaczę, że nie jest to mój ulubiony musical. Ale to chyba jeden z największych musicalowych fenomenów, z którego piosenki przedarły się do tzw. mainstreamu (nawet jeśli nie kojarzy się musicalu, za to ogląda talent show typu "Mam talent" czy "X Factor", to nie ma bata, na pewno usłyszało się "Defying Gravity"). I jeden z takiej musicalowej toplisty, który jeszcze nie był wystawiany w Polsce. Czy w naszym kraju, w którym "Czarnoksiężnik z krainy Oz" jest raczej mało znany, retelling tej historii z punktu widzenia Złej Czarownicy z Zachodu i aktorką pomalowaną na zielono zdobyłby popularność? Jeszcze kilka lat temu nie byłam tego taka pewna, ale dzisiaj wydaje mi się, że miałby na to spore szanse.



1. Come From Away (muz. i sł. Irene Sankoff i David Hein)

Zdarzyło Wam się popłakać przy słuchaniu soundtracku z musicalu, którego nigdy nie widzieliście na scenie? No to właśnie mnie się zdarzyło przy "Come From Away" i to kilka razy. Chociaż nie jestem Amerykanką, to mam wrażenie, że 11 września w jakiś sposób wpłynął na całe moje pokolenie. Tych, którym właśnie otwierają się oczy i zadają pytanie "Aaaaaaale jak to, musical o ataku na World Trade Center? Kto tu zwariował?", uspokajam - musical opowiada o autentycznym zdarzeniu, kiedy to po atakach terrorystycznych z 11 września i wstrzymaniu ruchu powietrznego nad USA na niewielkim lotnisku w Gander w Nowej Funlandii wylądowało 9000 ludzi w 38 samolotach. Musical wykorzystuje prawdziwe relacje prawdziwych pasażerów tamtych samolotów i wplata je w opowieść nie o samym ataku terrorystycznym, ale o strachu, niepewności, złości, bezradności, przyjaźni, miłości, ludzkiej dobroci i całej gmatwaninie uczuć, jakie towarzyszyły ewakuowanym pasażerom. Którzy, z jednej strony mieli świadomość, że im się poszczęściło, z drugiej - utknęli w najnudniejszym miejscu na ziemi. Do tego w niesamowicie dojrzały, delikatny i trafny sposób opisuje te chwile kompletnej dezorientacji zaraz po atakach, gdy nie bardzo było wiadomo, co się dzieje. Praktycznie każda piosenka z tego musicalu zasługuje na przytoczenie (ja się wzruszam już na piosence o tym, jak bohaterowie szukają koców i jedzenia dla pasażerów), ale gdybym miała wybrać jedną, to byłaby to "Me and the Sky", która już zresztą pojawiła się na tym blogu ;)


A jakie musicale Wy chcielibyście zobaczyć w naszych teatrach muzycznych? ;)

P.S. Jeśli tylko macie ochotę, polubcie profil Bajkonurka na Facebooku ;) Nie jest on prowadzony zbyt intensywnie, ale mam nadzieję, że to się zmieni :)

Komentarze

Copyright © Bajkonurek