Zdążyć przed apokalipsą, czyli "Utracony świat" Bena H. Wintersa
Koniec świata nadchodzi. Nie, nie jest to mój komentarz do aktualnej sytuacji ani errata do wpisu o Nostradamusach, tylko to, co najlepsze w jednej z ciekawszych serii kryminałów, jaka ostatnio pojawiła się w księgarniach. Trylogia "Ostatni policjant", opowiadająca o młodym detektywie prowadzącym śledztwa w świecie oczekującym na zderzenie z wielką asteroidą, to bardzo ciekawe podejście do klasycznych kryminalnych schematów.
Chociaż na pewno warto sięgnąć po dwa wcześniejsze tomy serii - "Ostatni policjant" i "Opuszczone miasto", żeby razem z bohaterem obserwować pogrążanie się świata w totalnym chaosie, to spokojnie można "Utracony świat" czytać jako osobną historię. Do zderzenia z asteroidą zostało Ziemi już tylko siedem dni i właśnie tyle czasu ma Hank Palace, żeby odnaleźć swoją młodszą siostrę, która uciekła gdzieś z grupą szaleńców twierdzących, że świat ciągle można uratować przed zagładą. Gdy trafia w jej ostatnie miejsce pobytu, znajduje tam nieznajomą dziewczynę, której ktoś próbował poderżnąć gardło. Palace ma przeczucie, że zabójca ma coś wspólnego z jego siostrą, dlatego rozpoczyna ostatnie śledztwo przed końcem świata, by dopaść groźnego psychopatę i pojednać się z najbliższą osobą w ostatnich chwilach życia.
Tak naprawdę jednak, tak jak i w całej serii, wcale nie o śledztwo tu chodzi. Podobnie jak w poprzednich częściach to nie sprawca jest najważniejszy, a jego motyw. Oczywiście, tym razem sprawa jest dla bohatera bardziej osobista, ale nadal policyjna robota i perfekcjonizm to dla niego jedyny sposób, by nie popaść w szaleństwo w świecie, który stracił już wszelką nadzieję. Momentami Palace wydaje się już jednak na granicy obłędu - dzielnie zbiera ślady, mimo że nie ma już laboratoriów do ich zbadania, przesłuchuje świadków, chociaż doskonale wie, że morderca nie zdąży trafić przed sąd i być może to on będzie musiał być sędzią. Poza własnym życiem nie ma już nic do stracenia, dlatego w poszukiwaniu jedynej bliskiej osoby, jaka mu została, ryzykuje praktycznie w każdej sytuacji. Zarazem jednak kurczowo trzyma się życia i swojego celu.
Pytanie, jakie towarzyszy nam od samego początku trylogii, czyli co byśmy zrobili, gdybyśmy znali datę końca świata, tutaj powraca ze zdwojoną siłą. Równocześnie ze śledztwem obserwujemy również rozmaite reakcje ludzi na nadchodzącą apokalipsę. Mamy więc zamykanie się w schronach z nadzieją, że uda się przeżyć zderzenie, mamy bohaterów wyznających hedonizm i korzystających z każdego dnia, mamy tworzących sobie namiastki normalnego życia. Mamy wreszcie samobójców i rozmaitej maści szaleńców wierzących w spiskowe teorie na temat asteroidy. No i jest Cortez, towarzysz bohatera, cwaniakowaty bandzior, który nie traci nadziei na przeżycie.
Jest też w ostatnim tomie trylogii "Ostatni policjant" wątek, który w kontekście aktualnej sytuacji wyjątkowo mnie rozbawił. Mianowicie, mamy tam postać amisza, który ukrywa prawdę o nadchodzącej katastrofie i zderzeniu ziemi z asteroidą, trzymając swoich współbraci w izolacji i wmawiając im, że... na świecie panuje pandemia groźnego wirusa. Dzięki temu wszyscy czują się bezpieczni i szczęśliwi, bo wydaje im się, że mogą spokojnie odciąć się od świata.
Palace niekoniecznie należy do bohaterów, których każdy polubi - nieznośnie ułożony, perfekcjonista, ze swoją obsesją na punkcie praworządności. W pewnym momencie jednak zaczynamy mu kibicować - bo do jasnej cholery, jeśli nie znajdzie sprawcy przed zderzeniem, albo da się komuś zabić, to i my, czytelnicy, zostaniemy z niczym. Sądząc po recenzjach książek, najczęściej powracającym zarzutem jest właśnie zbyt idealny bohater. Tymczasem autor prowadzi go świadomie i z pełną konsekwencją - ostatniego przedstawiciela prawa w świecie, w którym prawo jest już nikomu niepotrzebne. Gdy jednak nagle jego chęć znalezienia sprawcy zmienia się w chęć zemsty, zaczynamy mu kibicować znacznie bardziej.
Chociaż świat opisany w książce to świat przed apokalipsą, to budzi wiele skojarzeń z powieściami postapokaliptycznymi. Nie jest to oczywiście pod względem ciężaru emocjonalnego "Droga" McCarthy'ego, ale momentami apokaliptyczny nastrój udziela się czytelnikowi. Nie zdradzę rozwiązania sprawy, ale przyznam szczerze, że takiego finału zupełnie się nie spodziewałam. Sama nie do końca wiem, co o nim myśleć, bo z jednej strony finał śledztwa nie przynosi czytelnikowi satysfakcji i wydaje się raczej wydumany, z drugiej - jakiś jej rodzaj odczuwamy na ostatnich stronach, tuż przed krytycznym momentem. I to by było na tyle, bo nie zamierzam pozbawić Was niespodzianki co do tego, czy Maja na końcu walnie w Ziemię, czy jednak nie ;)
Komentarze
Prześlij komentarz