Czy da się zarobić na pisaniu scenariuszy? A jeśli tak, to gdzie?

...Czyli miniporadnik dla debiutantów :)

Dokładnie rok temu opublikowałam na blogu wpis "Jak to jest być scenarzystą, dobrze?", po którym dostałam od Was dość niespodziewaną jak na tak malutkiego bloga liczbę maili z pytaniami - jak zacząć, czy jest trudno, a nawet czy możecie wysłać mi swoje CV ;) Jednym z najczęściej powtarzających się pytań brzmiało jednak: No dobrze, ale czy da się rzeczywiście utrzymać z pisania scenariuszy, czy też trzeba mieć niewiarygodne szczęście i/lub znajomości?  

No więc to jest tak, że... na dwoje babka wróżyła

Jeśli chodzi o zarabianie na pisaniu scenariuszy, to ludzie wyobrażają sobie zazwyczaj dwie wersje wydarzeń. Pierwsza z nich wygląda tak, że scenarzysta nie zarabia w ogóle. Nie zarabia w ogóle, bo jest artystą, a do bycia artystą niezbędne jest przymieranie głodem. Nie zarabia, bo to jest jego pasja, bo robi to z miłości do sztuki filmowej, dla idei, czy w ostateczności do powiększanego w nieskończoność portfolio. Moja babcia przy każdym spotkaniu zaniepokojona pyta mnie, czy mam co jeść, czy mam się w co ubrać, czy mam gdzie mieszkać, a jeśli nawet, to czy stać mnie na spłatę czynszu. 

Ale jeśli chodzi o babcię, to nie problem. Większy problem pojawia się, gdy takie podejście reprezentują również osoby z branży. Między innymi producenci, którzy niekiedy bardzo się dziwią, że scenarzysta chciałby dostać pieniądze za scenariusz, który stworzył do filmu, serialu, reklamy, teledysku, gry itd. Oczywiście jest cała masa filmów powstających non-profit, tworzonych przez grupę zapaleńców - i to jest okej. Gorzej, gdy sytuacja dotyczy większych producentów, którzy zamierzają na filmie zarabiać. Bardzo często takich ludzi dziwi nie tyle sam fakt, że scenarzysta chce coś za swoje dzieło zarobić, ale fakt, że chce dostać pieniądze, zanim w ogóle film czy serial trafi na ekrany. Albo że domaga się zaliczki czy zapłaty za treatment (rozbudowane streszczenie scenariusza). I to już bywa naprawdę irytujące - bo jakby nie było, zanim ekipa wejdzie na plan, scenariusz musi być dopracowany, skończony, poprawiony, zaakceptowany - bez względu na to, czy film ostatecznie powstanie, czy nie. Scenarzysta swoją robotę już zrobił - dlaczego w takim razie nie miałby dostać za nią żadnych pieniędzy? 


Drugie założenie jest wprost przeciwne. Mianowicie, według niego scenarzysta zarabia jakieś nieprawdopodobne kokosy, buduje sobie domy w Malibu, jeździ na wakacje na Hawaje i sypia w złotej pościeli. A już na pewno przyjaźni się z gwiazdami Hollywood i w ogóle żyje w świecie bankietów, ścianek i celebrytów. Teraz pomyślcie sobie, jak wiele nazwisk scenarzystów z Polski (a nawet z Hollywood) jesteście w stanie wymienić, a nawet jeśli - to czy wiecie, jak wyglądają? No cóż... może wtedy stanie się jasne, że nie do końca tak wygląda sytuacja scenarzystów, zwłaszcza w naszym kraju :)
 

Myślę, że z którąś z tych dwóch opcji spotkali się nie tylko scenarzyści, ale też i pozostali przedstawiciele tak zwanych zawodów kreatywnych: graficy, fotografowie, aktorzy, artyści. Jeśli wybierasz zawód kreatywny, to zapewne jest on twoją pasją - a w naszym kraju z niewiadomych przyczyn ciągle jeszcze pokutuje takie przekonanie, że na pasji się nie zarabia. Najlepiej pójść o krok dalej i przymierać głodem ;) A nawet jeśli już czerpiemy z naszej pasji jakieś pieniądze, to nie powinno się negocjować stawek (bo to znaczy, że uderzyła nam sodówka do głowy), powinno się za darmo pracować dla znajomych i tak dalej. Ktoś taki nie powinien się też chwalić - chwalenie się nie jest u nas miło widziane. Nie powinien też na pracę narzekać - przecież osoby, które wykonują "prawdziwą pracę", mają gorzej, w głowie się poprzewracało. Tymczasem, co oczywiste, żadne z tych przekonań nie jest prawdziwe. Scenarzysta to zawód jak każdy inny. Można z niego żyć i utrzymywać się, pisząc scenariusze.

 

Uwaga: oczywiście nie podaję w tekście konkretnych stawek, jakie sama zarobiłam, bo ograniczają mnie zawarte umowy. A do tego stawki dla scenarzystów zależą od tak wielu czynników, że trudno byłoby podać jakieś ogólne widełki. 


Gdzie najlepiej zarabiać?

 

No dobrze, w takim razie gdzie można zarabiać, pisząc scenariusze? Oczywiście pierwszą odpowiedzią, jaka się nasuwa, jest film. Zarazem jednak jest to najtrudniejsza droga i bardzo trudno jest się utrzymać, pisząc wyłącznie filmy pełnometrażowe. Co nie znaczy, że nie jest to możliwe. Liczby zarazem robią i nie robią wrażenia - z jednej strony oczy się ludziom świecą, gdy słyszą o zarobkach rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych za scenariusz. Z drugiej - na ekrany  kin w 2019 roku trafiły zaledwie 43 polskie filmy pełnometrażowe. Po odliczeniu tych, do których scenariusze piszą reżyserzy, zostanie jakaś połowa. To znaczy, że na kilka tysięcy polskich scenarzystów zaledwie dwudziestu paru zarobiło na filmach (oczywiście czasem film ma więcej niż jednego scenarzystę, wielu scenarzystów zarabia też na samym developmencie, o czym później). Do tego weźmy pod uwagę inną rzecz - zarobki za scenariusze filmów pełnometrażowych sięgają tak od dwudziestu kilku tysięcy w górę (znani scenarzyści polecają debiutantom zaczynanie negocjacji od sześćdziesięciu tysięcy - jak jest, wiedzą tylko sami debiutanci ;)). Oczywiście nazwiska zahaczające o najważniejsze nagrody, w tym Oscary, mogą na pewno liczyć na więcej - ile, nie mam pojęcia. Tyle że pisanie scenariusza dwugodzinnego to nie jest praca, którą wykonuje się przez tydzień czy nawet miesiąc - te sto tysięcy złotych w ratach to zapłata często za kilka miesięcy czy lat pracy, wielogodzinny research, setki godzin pisania i niekończące się poprawki. Gdy podzielimy to na te, powiedzmy, trzy lata, okazuje się, że bardziej opłaca się iść do normalnego korpo ;) Oczywiście można się starać o różne formy dofinansowania np. stypendia scenariuszowe, ale nadal pisanie pełnego metrażu to zazwyczaj dodatek do innego rodzaju pracy, niekoniecznie scenariopisarskiej.




Telewizyjne Eldorado


Dlatego też miejscem, gdzie scenarzysta będzie mógł spokojnie utrzymać się z pisania, prędzej będzie telewizja. Po pierwsze, oczywiście, telewizja równa się seriale. To one pozwalają na stabilny zarobek i stale wpływające na konto pieniążki zwiększające zdolność kredytową. Rzecz jasna, serial serialowi nierówny. Z jednej strony - stawka za odcinek serialu premium jest odpowiednio większa niż za telenowelę, a i pisanie seriali dla Canal+ czy HBO zwiększa prestiż i pozycję przy negocjacjach. Tylko że raczej nikt nie powierzy pisania takiego serialu osobie niedoświadczonej. Warto też zwrócić uwagę, zanim usłyszymy o stawce kilkunastu tysięcy złotych za odcinek, jaką płaci telewizja, czy przypadkiem stawka ta nie jest dzielona na autora synopsisu, drabinki, dialogów, headautora, showrunnera, wydawcę, autora pomysłu i producenta. Żeby nie tylko "zarobić", ale "zarabiać" na scenariuszach, łatwiej, przynajmniej na początku, zaczepić się przy serialu codziennym: takim, który ma nie kilka, a kilkadziesiąt odcinków w sezonie. Telenowele czy paradokumenty to z jednej strony prawdziwa orka na ugorze, z drugiej - gdy odcinków masz nie kilka, a kilkanaście, to twoja sytuacja finansowa znacznie się poprawia. Oczywiście, jeszcze inaczej przedstawia się sytuacja, gdy jesteś headautorem, wydawcą czy showrunnerem, czyli nie tylko piszesz, lecz także nadzorujesz pracę innych scenarzystów. 


Jest jeszcze jedna rzecz, dzięki której pisanie dla telewizji jest tak atrakcyjne, zwłaszcza dla początkujących scenarzystów. Tantiemy. Sześć lat temu napisałam kilka wątpliwej jakości odcinków "Ukrytej prawdy" - na moje konto do tej pory co pół roku wpływa trochę groszy, bo odcinki są powtarzane na kilku kanałach niemal w nieskończoność. Oczywiście jest to układ "coś za coś", bo z jednej strony dostajesz kasę teoretycznie za nic, z drugiej - umowy, które podpisują scenarzyści to zazwyczaj umowy nieopodatkowane, a skoro nie będziesz miał emerytury, to tantiemy mogą być jakimś tam substytutem. 


Ale telewizja to nie tylko seriale - to również programy rozrywkowe, publicystyczne, teleturnieje i reality show - one wszystkie, wbrew pozorom, wymagają scenariuszy i scenarzystów. 


Development, czyli czyściec dla scenariuszy


Przy okazji filmów pełnometrażowych wspomniałam, że scenarzystów zarabiających na filmach może być więcej niż filmów na ekranach - i tu jest trzecia droga do zarabiania na Waszej pracy, o której pisałam już w zeszłorocznym wpisie. Jak się możecie domyślać, we wszystkich telewizjach i firmach producenckich rozwijanych jest znacznie więcej projektów, niż zostanie zrealizowanych w danym roku/sezonie. Każdy z tych projektów pisze jakaś drużyna scenarzystów, licząc, że to właśnie ich film czy serial zostanie wybrany. Tak zwany development, czy to wykonywany dla telewizji, czy na zlecenie konkretnego producenta, to również stała praca, bo pomysłów do rozwijania jest multum. Czasem o pracę przy jednym pomyśle rywalizuje kilku scenarzystów, stąd zazwyczaj na początku pisze się pro bono. Jeśli się sprawdzisz, dostaniesz kolejne zlecenia, a szanse na realizację każdego z nich mogą pojawić się nieoczekiwanie. Coraz intensywniej działa w Polsce Netflix, wkrótce zapewne możemy się spodziewać wejścia na nasz rynek nowych platform streamingowych - to stwarza zupełnie nowe możliwości dla scenarzystów, bo produkcje streamingowe pozbawione są telewizyjnych i kinowych ograniczeń. 


Lubię pracę przy developmencie jeszcze z innego powodu - kiedy w okolicach liceum przeczytałam "Córkę dyrektora cyrku" Josteina Gaardera, strasznie podobała mi się wizja bohatera zarabiającego na sprzedaży własnych pomysłów i historii i zamarzyło mi się, żeby robić to samo ;) Można powiedzieć, że częściowo spełniłam swoje marzenia.


A może inne media?

 

Scenariusze są potrzebne nie tylko w mediach tradycyjnych. Spore zapotrzebowanie na scenarzystów jest w internecie. Mowa tu nie tylko o kanałach takich jak Abstra TV, ale też o youtuberach - niby wydaje się, że wszystko robią sami i mówią z głowy, ale wielu z nich jest już na takim etapie, że potrzebuje wsparcia z zewnątrz i jest gotowych za to wsparcie zapłacić. 




Nieco innego rodzaju praca jest też w grach komputerowych - niesamowicie prężnie rozwijającej się branży. Zapewne większość scenarzystów gier uczy się zawodu w praktyce, ale coraz więcej firm oferuje kursy i warsztaty w tym zakresie - umiejętność pisania dobrych growych scenariuszy jest coraz bardziej pożądana. Scenariuszy potrzebują również np. teledyski, słuchowiska radiowe i internetowe oraz, oczywiście, reklama, gdzie potrzebni są scenarzyści o copywriterskim zacięciu. To wszystko krótkie formy, ale często całkiem nieźle płatne. 

Sposobem na zdobycie gotówki za scenariusz jest również udział w konkursach scenariuszowych, w których mogą brać udział nawet zupełni debiutanci - tych jest zdecydowanie mniej niż literackich, ale zwycięstwo w Script Pro, Script Wars czy Trzech Koronach poza zastrzykiem finansowym ma również znaczenie prestiżowe. A wartością dodaną jest fakt, że podczas takich imprez można nawiązać nowe kontakty i, co za tym idzie, doczekać się realizacji swojego filmu. 

Jak w ogóle zacząć?

Jeśli jeszcze nie masz za sobą debiutu, ale marzysz o pracy scenarzysty, to do branży prowadzą różne drogi. Obserwując grupy scenariopisarskie, radziłabym wszystkim początkującym, by jednak - zanim zaczną zdobywać Oscary i zarabiać miliony, zainwestowali w swój rozwój. Z jednej strony warsztaty - REKLAMA MODE ON, ja oczywiście polecam Bahama Films, być może dlatego, że tam pracuję, REKLAMA MODE OFF, ale - jeśli uważacie, że dzielenie się Waszymi tekstami z grupą i mentorem dającym uwagi nie jest dla Was, to przynajmniej poczytajcie trochę książek o scenariopisarstwie i scenariuszy innych. Scenariusz rządzi się swoimi prawami, które warto poznać, zanim zacznie się go pisać, albo przynajmniej poprawiać. Fajną inicjatywą są też Niezobowiązujące Spotkania Scenariuszowe, podczas których możecie skonfrontować Wasze pomysły z grupą podobnych Wam zapaleńców, zarówno profesjonalistów, jak i amatorów. Warsztaty i spotkania nie tylko umożliwiają świeże spojrzenie na własny tekst, lecz także pozwalają na nawiązanie przydatnych kontaktów.


Jeśli mimo warsztatów, wiedzy teoretycznej i kilku dobrych tekstów w kieszeni ciągle producenci nie walą do Was drzwiami i oknami, warto wybrać się do nich samemu. Z jednej strony twórcy mniejszych form nieustannie ogłaszają się na grupach facebookowych dla scenarzystów. Do większych producentów trafić jest trudno - tutaj najlepiej radzą sobie ci, którzy mają kontakty w branży, o czym pisałam dwa wpisy temu. Przy czym nie jest tak, że musisz się urodzić w filmowej rodzinie i mieć wujka w PISF - czasem wystarczy, że po prostu bywasz na festiwalach filmowych. Czy to Warszawski Festiwal Filmowy, czy OFF Camera organizują wiele wydarzeń inicjujących spotkania scenarzystów z reżyserami i producentami. Znam wiele osób, które startowały razem ze mną - na warsztatach Bahama Films, jako osoby zupełnie spoza filmowego świata, a dzisiaj piszą już projekty dla dużych producentów czy reżyserów i wygrywają konkursy. 

Z drugiej można spróbować zawojować od razu większy kawałek świata - mamy całą masę międzynarodowych festiwali, które organizują konkursy i pitchingi dla scenarzystów. Tutaj jest nieco trudniej - scenariusz trzeba przetłumaczyć na angielski, większość festiwali wymaga też niestety producenta lub przynajmniej reżysera. Są również programy takie jak ScriptEast, dla scenarzystów z Europy Wschodniej. Ale zanim wyślecie swój scenariusz na festiwal do Bombaju, ostrzegam... sprawdźcie go dobrze. Jest cała masa fałszywych festiwali filmowych (sic!), które wyroiły się zwłaszcza podczas pandemii. Poza tym, że musisz uiścić wpisowe za udział w nich, nie oferują scenarzystom absolutnie nic, poza tym że mają tyle kategorii, by każdy uczestnik coś w nich wygrał i mógł się chwalić ;) 

Jeśli liczyliście na złote rady, jak zarobić na scenariuszach swój pierwszy milion, to niestety... Ja też ciągle jeszcze jestem daleka od zarabiania milionów, wielokrotnie nacięłam się na nieuczciwych producentach albo dostałam niewspółmierną do wysiłku zapłatę. Nie jest to branża łatwa, nie jest to praca od 8 do 16, a nieustanne wystawienie na krytykę sprawia, że często traci się pewność siebie. Mimo to na pewno nie warto się zrażać - pisanie scenariuszy po prostu wciąga. A kiedy w końcu dostaniecie pierwsze pieniądze za internetowe słuchowisko, odcinek paradokumentu, telenoweli, etiudę czy trzydziestkę - jest duża szansa, że zostaniecie w tej branży na dłużej.

 

 

Komentarze

Copyright © Bajkonurek